Zamawiając przez internet mamy prawo oczekiwać, że to nie my jesteśmy odpowiedzialni za przesyłkę, tylko sklep, na stronie którego dokonujemy zakupu. Model dropshippingu zakłada jednak inny scenariusz, w którym to konsument często nieświadomie staje się importerem. Europejskie Centrum Konsumenckie podpowiada, jak wytropić e-pośrednika, który nie jest typowym sprzedawcą.
Dropshipping wiąże się z przeniesieniem odpowiedzialności procesu wysyłki ze sprzedawcy na dostawcę. Sprzedawca staje się pośrednikiem w transakcji zawieranej między klientem, a dostawcą produktu, co oznacza, że to konsument jest importerem towaru.
W ten sposób sprzedawca traci kontrolę nad procesem wykonania umowy, w szczególności nie ma pewności, czy produkt zostanie poprawnie i terminowo doręczony, nie będzie posiadał wad i będzie odpowiadał treści umowy. Model dropshippingu NIE ZWALNIA go jednak z odpowiedzialności za poprawność realizacji transakcji!
Mimo to konsument w takich wypadkach często jest odsyłany z problemem do dostawcy, bo to z nim zawarł umowę. Dlatego tak ważne jest zdiagnozowanie oferty, w której mamy do czynienia
z dropshippingiem.
Jak rozpoznać dropshipping?
Cena
Polityka dropshippingu głównie jest wykorzystywana przez e-sklepy oferujące sprzęt elektroniczny (przede wszystkim smartfony) sprowadzane z Azji. Zakup produktu jest najczęściej możliwy nawet
o kilkaset złotych taniej. Przy produktach widnieje wówczas przekreślona cena, która mogłaby uchodzić za prawdziwą.
Słowa klucze z regulaminów
„Kupujący jest importerem […]”
- „[…] sprzedawca towaru z Azji.”
- „[…] wysyłka w 24 h.”
- „Klient jako importer towaru uiszczenia opłaty celno-skarbowe”
- „Usługodawca nabywa Towar w imieniu Klienta od Wykonawcy.”*
- „Towar należy odesłać do dostawcy […]”
- „[…] nasz magazyn znajduje się na terenie Singapuru.”
- „Sklep jest platformą sprzedażową kojarzącą kupującego
i dostawcę.” - „Przesyłka zostanie dostarczona do 70 dni.”**
- „[…] z przyczyn niezależnych od sprzedawcy, czas ten może wydłużyć się nawet do 40 dni roboczych.”**
* podmiot prowadzący stronę internetową często określa się jako „usługodawca” a nie „sprzedawca”
** przepisy UE jasno wskazują, że konsument powinien otrzymać towar w ciągu 30 dni. Wszelkie wydłużenia tego terminu są kolejną wskazówką, że towar najprawdopodobniej pochodzi z Azji.
Przykładowa sprawa
Konsument zakupił telefon w sklepie internetowym prowadzonym w języku polskim za kwotę ponad 1300 PLN. Został poinformowany, że telefon ma zostać przysłany z Chin, więc czas oczekiwania może trwać około miesiąca. Paczka z towarem z Chin via Holandia dotarła na jego adres. Po jej otwarciu okazało się, że w środku znajduje się zupełnie inny model telefonu niż zamówiony.
Konsument chciał skontaktować się ze sklepem. Próbował zadzwonić wielokrotnie pod numer widniejący na stronie, ale bezskutecznie. Dostał jednak odpowiedź mailem, która nie wskazywała, że sklep chce rozwiązać jego problem. Zdecydował się więc skorzystać z prawa do zwrotu. Otrzymał potwierdzenie, że odstąpienie od umowy zostało przyjęte, ale nie dostał adresu, na który mógłby odesłać telefon. Bez możliwości odesłania towaru, nie mógł liczyć na zwrot pieniędzy. Pisał do sklepu, tym razem jego wiadomości pozostawały bez odpowiedzi.
Konsument spostrzegł, że sklep jest zarejestrowany na terenie Wielkiej Brytanii i zgłosił się po pomoc do Europejskiego Centrum Konsumenckiego. Przedsiębiorca, który okazał się jedynie pośrednikiem w umowie sprzedaży, odmówił udziału w pozasądowym rozwiązaniu.